Ktosio
Administrator
Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Południowe Rubieże Warszawy (Wilanów)
|
Wysłany: Pon 20:41, 04 Mar 2013 Temat postu: 1. (tytuł później) |
|
|
– Rusz się, Garren! – ryknął Hubs. – Torujesz mi dojście do Narena.
– Bardzo mi przykro – prychnął chłopak i odsunął się na bok.
– Dzisiejsza młodzież… – westchnął tylko Hubs i ruszył w stronę Narena.
Zimowi wojownicy kolejny dzień przemierzali Lerranię, pasmo gór na wschód od Pustkowi Iorii. Naren, ich teraźniejszy przywódca, utwierdził się w przekonaniu, iż odnalezienie jakiejkolwiek wioski w tych górach będzie dziecinną igraszką. Nikt nie wiedział, po co mu tutejsi, skoro sił nie brakowało. Mimo iż nadal prawie nikt nic nie wiedział na temat Zimowych, nowi rebelianci przyłączali się niemal bezmyślnie. Therlos wciąż rósł w siłę, tworząc nowych Nethei i pozbawiając władzy, a przede wszystkim poddanych, kolejnych możnowładców. Dlatego też Naren, wygnany następca tronu z królestwa Alem, szukał najlepszych z najlepszych, robiąc z nich Zimowych wojowników.
Samo istnienie tego zgrupowania trwało już wiele wieków, stąd też Zimowych uważano za oddzielną frakcję. Ponadto wciąż były wątpliwości co do ich istnienia, ale przynajmniej oni sami byli przekonani o swoim bycie aż nadto. Jak sama nazwa wskazywała, działali głównie zimą. Pilnowali porządku, dlatego czasem nazywano ich Nocnymi strażnikami, co z kolei nie podobało się samym Strażnikom z Podgórza.
Moc Zimowych była dość spora, jak na frakcję składającą się głównie z Ludzi. Potrafili używać swej Mocy niemal w takim stopniu jak Łowcy, czy niemal wymarli już Rycerze, co czyniło z nich nie lada wojowników. Jednak mieli w swoich licznych oddziałach nawet kilku Eerian, a niektórzy uważali, iż Naren pod swoimi rozkazami ma także Smoczych Jeźdźców. Kto by jednak uwierzył w te bzdury? Jeżeli Jeźdźcy byli pod czyimiś rozkazami, J E Ż E L I w ogóle istnieli, to prędzej pod rozkazami Deghonrhena, głównego Rebelianta.
W oddziałach Zimowych wojowników nie znajdowali się jednak sami żołnierze – na przykład taki Hubs, gruby i dość opryskliwy kucharz. Albo Garren, chudy i dość młody szermierz. Naren, który sam nie miał więcej niż dwadzieścia kilka zim, często brał pod swoje skrzydła złodziei albo zabójców, którzy spartaczyli zadanie i jeszcze Toren nie dorwał ich w swoje łapska… czy nawet pomniejszych rzezimieszków, takich jak Garren.
– Deghonsa planuje atak na Twierdzę Zarlend, panie – wysapał Hubs, ledwo doczłapawszy się do Narena.
Naren zmarszczył brwi. Dzieciaki Deghona ciągle go zaskakiwały. W eerijskim „Sa” oznaczało córkę, następczynię, bądź potomkinię. „Rhen” – syna, następcę, potomka… Sam Deghon uchodził za jednego z najlepszych wojowników ostatnich wieków. Teraz jego syn i starsza córka zgromadzili przeciwko Therlosowi oddziały i mnóstwo sprzymierzeńców niemalże znikąd.
Deghonsa charakteryzowała się silnym charakterem i chaotycznością oraz swego rodzaju roztargnieniem. Deghonrhen – obchodził się ze sobą z dystansem, uważnie wszystko planował, ale Naren opowiadał, że nigdy jeszcze nie widział go bez uśmiechu na twarzy. Nie tracił poczucia humoru w najgorszych sytuacjach, tak jak zresztą zdrowego rozsądku. Jednak kiedy Naren wracał z okolic Czarnolesia, gdzie obozowały oddziały Deghonrhena, z nowymi opowieściami o Rebeliancie, wszyscy słuchali z uwagą, gdyż Deghonrhen stał się żywą legendą, a nie widział go w zasadzie nikt spoza kilku ludzi ze swojego oddziału i Narena. To nie mógł być zbieg okoliczności, że Rebeliant zdradza wiele sekretów Zimowemu wojownikowi.
– Garrenie – rozległ się spokojny głos zza pleców. Eiden, Eerijczyk. Był Magiem Lodu od urodzenia, co dawało się poznać po drewnianym kiju, który mniej spostrzegawczy od Garrena Ludzie (jak Hubs) wzięliby za laskę wędrowca. Magowie Ognia używali krótszych i metalowych kijów. I w zasadzie tylko po tym można ich było odróżnić, gdyż w pełni doświadczeni Biali Magowie znali już wszystkie możliwe zaklęcia, a wyglądali niemal tak samo – biała skóra, białe włosy, dziwnie błękitne i wielkie oczy, jasne ubranie... Eiden przynajmniej nie chodził ubrany na biało. W niebieskiej tunice i brązowych spodniach również wyglądał na Eerijczyka. Garren nie mógł tylko zrozumieć, jakim cudem wytrzymuje chodząc bez przerwy boso…
– Eid – mruknął niedbale Garren, wciąż myślami ganiając za rzekomo nieistniejącymi Smokami z Lerranii, Smoczymi Jeźdźcami, Narenem i Deghonrhenem.
– Słyszałeś o Deghonsie? – spytał cicho Eiden.
– No, niby tak… – westchnął Garren. – O Deghonsie, co tam niby ma Zarlend zaatakować…?
– Jakiś dzisiaj nie w humorze jesteś. – Eid podleciał do niego bliżej. Garren zawsze marzył o sztuce latania, lewitowania (czy jak to tam Eid nazywał), jako mały dzieciak. „Cholerny Mag Lodu. Umie wszystko to, co chciałeś, jak byłeś brzdącem”– mruknął do siebie Zimowy w duszy. – Masz zły dzień, co? – zasępił się nieco Eerijczyk.
– Ach, żeby raz nie mieć złego dnia – westchnął Garren. – Codziennie to samo! Nic. Zero jakichkolwiek Smoków, czy czegokolwiek takiego.
– Jak chcesz potworów, to zapraszam do Czarnolesia, młodzieńcze. – Jakiś topornik rzucił w jego stronę i ruszył dalej. Chyba to był Gret Puchata Łapa, ale Garren nigdy nie miał pewności. „Puchata” myliło mu się z „włochata”, aż w końcu zapomniał, jak naprawdę inni Zimowi nazywają Greta. W zasadzie to lepsze niż „lodowata” Eida, czy „małpowata” Hubsa. Wszystkie one pasowały do Greta, margines błędu był więc nieco większy.
– A proszę cię bardzo – westchnął Garren. – Może tym razem Naren zabierze mnie ze sobą.
– Szkoda, że nie potrafię przewidywać przyszłości. – Eiden uśmiechnął się do siebie. Garren odetchnął z ulgą. Chociaż tyle…
Post został pochwalony 0 razy
|
|