Paul19
Dołączył: 30 Paź 2012
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:01, 05 Kwi 2013 Temat postu: Rozdział pierwszy. |
|
|
Ponyville.
Przedpołudniowe niebo było czyste za sprawą tutejszych pegazów, które z należytą dokładnością wykonywały swoją pracę. Inne kucyki, zarówno jednorożce, jak i kucyki ziemne również nie próżnowały. Tego dnia najciężej pracował Silver Shield, który wykonywał najbardziej wymyślne akrobacje lotnicze, które nie każdy pegaz miał okazję poznać. Rainbow Dash już je znała i trenowała, więc nie musiała tego robić - była już członkiem Akademii Wonderbolts. Mimo to lecąc w jego kierunku miała ochotę trochę polatać, jak to miała w zwyczaju, lecz w tej chwili nie mogła - w związku ze strajkiem na poczcie Spitfire zleciła jej rozesłanie odpowiedzi na wnioski o przyjęcie do Akademii. Jednym z nich był list do Silver Shielda, który tak był skoncentrowany na ćwiczeniach, że nawet jej nie zauważył.
-Silver...
Próbowała zwrócić swoją uwagę, jednak jej starania szły na marne. Postanowiła to zrobić w inny sposób - udając ryk Patykowilka, który był tak głośny, że kuc stał się rozkojarzony, czego konsekwencją było wpadnięcie w chmurę. Dash przestraszyła się. Nie chciała mieć go na sumieniu, toteż podleciała w jego stronę, bowiem już znała odpowiedź w jego sprawie.
-Nic ci nie jest?
-Od kiedy ty taka troskliwa, co?
-Od kiedy strzelił ci do głowy pomysł z kontynuowaniem rodzinnej tradycji i zapisaniem się do Akademii Wonderbolts. Pamiętaj, tam trafiają najlepsi.
-Nie musisz mi tłumaczyć. Ojciec już to zdążył zrobić.
-Być może... Przysyłam list z odpowiedzią.
Źrenice Silver Shielda zmniejszyły się do rozmiarów miedziaka, po zaś usta wykrzywiły się ze zdziwienia, lecz po chwili wyraz twarzy wyrażał ekscytacje.
-Daj mi go!-Zniecierpliwił się kuc. Trząsł się z podniecenia. Pegazica wręczyła mu go ze współczuciem na twarzy.
Gdy biały alicorn otrzymał list, o mało go nie wyrywając z kopyt klaczy, rozerwał kopertę używając pyszczka, po czym zabrał się do czytania tekstu. Jego oczy długo latały wtę i z powrotem, kiedy ogier czytał wytłuszczone litery.
-Jeeeest!!!!-Krzyknał, lecz po chwili przeczytał list jeszcze raz, po czym zdziwiony rzekł:
-”Przyjęty na specjalnych warunkach”... Co to znaczy?
-Nie mam pojęcia- Turkusowa klacz wzruszyła ramionami -Lecz gratuluję ci. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu.
-Będzię dobrze!!! Musi być!!! Gdy tylko zdobędę dyplom, zadedykuję go ojcu, potem zostanę oficerem i tak jak on, kiedyś poprowadzę tę jednostkę.
-Hola, hola- Skarciła go wzrokiem pegazica- Ja zostanę kapitanem Wonderbolts. Ty możesz sobie najwyżej pomarzyć.
-Zobaczymy, siostro- odparł jej złośliwie Silver Shield, odlatując.
***
Tymczasem w bibliotece Twilight Sparkle oddawała się swoim codziennym przyjemnościom, czyli studiowaniu ksiąg w zupełnej ciszy. Niestety ta sielanka nie trwała długo, bowiem trzask drzwi wyrwał ją ze specyficznego transu, jaki miewała w czasie czytania.
-Może by tak ciszej, co?- Warknęła w stronę Silver Shielda- To jest biblioteka. Ja się tutaj usiłuję skupić!
-Skupić to ty się możesz w kiblu- Usłyszała w odpowiedzi- Lamentujesz gorzej, niż Rarity...
-Zrobiłeś się ostatnio nieznośny, wiesz?
-Przyganiał kocioł garnkowi... Cóż... Wiedz tylko, że przyjęli mnie do Akademii, więc na jakiś czas będziesz mnie miała z głowy.
-Co? Jak to?
-Normalnie. Przyjęli mnie i już.
-Czuję nepotyzm...
-Talent, który odziedziczyłem po ojcu, nie ma nic wspólnego z nepotyzmem, poza tym ojciec mnie nauczył, zanim...
-Zanim co?
-Nieważne... Znasz tę całą historię, a teraz pozwól, że się oddalę. Muszę się spakować- Odparł kuc kierując się po schodach na górę.
Twi po chwili zdała sobie sprawę, jaką gafę popełniła.
Może go przeproszę?Albo lepiej nie. Narobię sobie gorszego kłopotu. Ech, ta moja niewyparzona paszcza... Nie wiem co robić. Pomyślała Twi
Gdy schodził obładowany tobołami, spojrzała na jego z dziwnym grymasem na twarzy, na co on zareagował wyrazem zdziwienia.
-Przepraszam... Nie powinnam drążyć tematu twoich rodziców... Wiem, że ci ich brakuje...-Rzekła lawendowa klacz, spuszczając wzrok.
-W sumie to już się z tym pogodziłem. Czas rozpocząć nowy rozdział w życiu. Czas wydeptać własne ścieżki historii.
Jego odpowiedź nieco zaskoczyła Twilight, która podniósłszy wzrok, utkwiła go na twarzy kuca, na której malował się spokój.
-Ty chyba nie zamierzasz o nich zapominać...
-A skąd. Moi najbliżsi, mimo że nie ma ich wśród nas, są w naszym sercu, wspomnieniach i czynach. To samo tyczy się przyjaciół. Choćby mieszkali nie wiadomo jak daleko od nas.
Te słowa wywołały uśmiech u Twilight, a jej źrenice powiększyły się.
-Ty... Ty nauczyłeś się czegoś o przyjaźni i to bez mojej pomocy. Jestem doprawdy zdumiona.
-Miło mi to wiedzieć. Na coś przydały się nauki ojca.
-Może napiszemy list do twojej cioci... Ykhm! to znaczy księżniczki Celestii?- Zapytała trzymając pióro i pergamin za pomocą magii.
-Jestem doprawdy wdzięczny za twoją inicjatywę, aczkolwiek chcę zrobić to sam. Gdy rozmawiałem z nią na temat wstąpienia do Akademii Wonderbolts, była zaniepokojona tym, że mogę zaniedbać swoje studia o magii przyjaźni. Sam napiszę i wyślę do niej list. Myślę, że gdy go przeczyta, jej niepokój minie.
-Hm... Nigdy bym o tym nie pomyślała... Myślę, że masz rację- Rzekła półgłosem klacz, po czym odłożyła przybory na miejsce.
-No... Myślę, że na mnie już czas. Pożegnaj tego śpiocha Spike’a....
Nie dokończył, bowiem rzuciła mu się na szyję.
-Będę tęsknić... Przyjacielu...-Rzekła łamliwym głosem, uwalniając go z objęć
-Spokojnie. Jadę tylko na parę tygodni. Zleci szybciej, niż będzie ci się wydawać.
-Wiem, ale... Gdy zaczęłam się z tobą uczyć... Nareszcie miałam z kim wymienić poglądy na temat przyjaźni, rozwiązać kwestie sporne... Ech! To skomplikowane... Będę czuć pustkę...
-A ja będę czuć zmęczenie po nieprzespanych nocach, spędzonych na nadrabianiu materiału. To ja ruszam, bo wybieram się naprawdę jak pegaz za górę...
-Pozwól mi jeszcze ostatni raz cię uściskać.
-Moją kamratkę od studiów? Zawsze i wszędzie.
Tym razem to on ją przytulił, co było kolejnym zaskoczeniem, bowiem Silver Shield rzadko był skłonny do uczuciowych gestów, po czym, gdy znalazł się na zewnątrz, wzbił się w powietrze.
-Mam nadzieję, że nasze wspólne studia wskoczą na wyższy etap...-Szepnęła z uśmiechem Twi, wpatrując się w złotogrzywego, o białej maści, czerwonych kopytach i niebieskich oczach ogiera, który był już tylko punktem znikającym za horyzontem...
***
Przyspieszył gwałtownie, widząc już mury Akademii. Chciał pozazać się z jak najlepszej strony, no i nie wypadało się spóźnić. Dołączył do grona kilku pegazów, które wypatrywały kogoś z kierownictwa Akademii. Zagadnął jednego z nich.
-Przepraszam, to zbiórka rekrutów?
-Tak. Czujesz ten dreszcz emocji? Kiedyś będziemy jednymi z tych bohaterskich pegazów, które uratowały niejedno kucykowe życie.
- W sumię to ja czuję się, jakbym był już jednym z nich.
-Wszystkie klacze w okolicy będą nasze! Hu hu!- Pegaz zawył z radości, po czym na chwilę znieruchomiał, bowiem zdał sobie sprawę, że swoim zachowaniem przyciągnął wzrok całej grupy. Szczególną reakcją odznaczyły się pegazice, które z politowaniem przewróciły wzrokiem.
-Upsie!- Zdołał wymamrotać pegaz.
-Mogę się nie znać na podrywie, lecz wiem, iż nawet gdybyś był samym kapitanem Wonderbolts, u tych klaczy jesteś już spalony- Rzekł Silver Shield, z trudem powstrzymując śmiech.
-Bardzo śmieszne- Prychnął pogardliwie ciemnoszary kuc.
-Baczność rekruciiii!!!- Nagle padła komenda, po której całe zgromadzenie ustawiło się w jednym szeregu. Nie było zbyt liczne, więc cała zbiórka przebiegła szybko i sprawnie. Po chwili zjawiła się kapitan jednostki, której wszyscy rekruci bali się jak ognia - w dosłownym znaczeniu tego słowa. Spitfire - bo tak się nazywała - budziła powszechny szacunek i atmosferę dyscypliny w jednostce. Jej niepowtarzalna płomienna grzywa, bystry wzrok ukryty pod ciemnymi okularami i kamienny wyraz twarzy tworzyły obraz klaczy niedostępnej, odważnej, brawurowej i nie uznającej żadnego sprzeciwu. Uniform pegazicy zdradzał jej dominującą pozycję w jednostce. Zbliżyła się do grupy, po czym zaczęła przyglądać się każdemu z osobna. Jej przenikliwy wzrok zdawał się prześwietlać każdego na wylot. Gdy spojrzała na Silver Shielda, ten sam wzrok przez chwilę jakby znieruchomiał, co wprawiło kuca w lekkie zakłopotanie. Na szczęście nie zdradził się. Wiedział, że niosłoby to za sobą przykre konsekwencje. Gdy “przegląd” został zakończony, następnym punktem programu była “mowa powitalna”.
-Czy myślicie że ot tak zostaniecie wcieleni do jednostki? Że będziecie paradować w naszych uniformach niczym księżniczki na koronacji? Szpanować akrobacjami jak klauni w cyrku? O nie. Wonderbolts to grupa z tradycjami, którą cechuje honor, szlachetność i męstwo. Jeśli ktoś z was jest tu tylko dla sławy, może szybko pakować manatki i się wynosić.
Znacie zasady panujące w jednostce, w każdym razie powinniście. Nastąpiła pewna zmiana, o której dowiecie się za chwilę. Do tej pory prowadzono rekrutację na zasadzie dzielenia nowych rekrutów na grupy, w których był jeden prowadzący i jeden skrzydłowy. Niestety, po ostatnich cięciach w budżecie postanowiłam, że przydzielę was do obecnych grup. Jeden prowadzący na dwóch skrzydłowych, w zależności od waszych możliwości. Ponadto, by urozmaicić wasze szkolenie, od dzisiejszego dnia został założony klub cloudballa. Chętnych zapraszam do mojego biura po szkoleniu, a teraz 500 okrązeń, migiem!!!
Najbardziej zapalczywym pegazom nietrudno było zrozumieć komendę. Wśród nich był Silver Shield, jak i jego nowo poznany towarzysz.
Ich energiczny i sprawny lot doprowadził do tego, iż skończyli jako jedni z pierwszych.
-My tu tak niby gadu gadu... A nawet własnych imion nie znamy- zagadnął Silver Shield, lekko zmieszany zaistniałą sytuacją. Nie trwało to długo, bowiem zauważył wyciągnięte w geście kopyto współtowarzysza.
-Agile Haste.
-Silver Shield.
-Może wyskoczysz na cydr?
-Później. Najpierw zapiszę się do drużyny cloudballowej.
-To do zobaczenia w kantynie.
Gdy szedł do biura zamyślił się. W jego głowie wróciły wspomnienia. Jego zamiłowanie do cloudballa, oglądanie meczów z udziałem Reprezentacji Salisii i ulubionego klubu - Miner Forestburg. Gdy dotarł do korytarza, zauważył, że był pierwszy. Widocznie inni męczyli się z okrążeniami lub postanowili zapisać się po krótkim odpoczynku. W końcu po ćwiczeniach był obiad, a po obiedzie krótka sjesta.
Odnalazł wejście do gabinetu pani kapitan. Nie było to takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Przymocowana do drzwi mosiężna blacha z wytłoczonymi literami od razu rzucała się w oczy. Po chwili zawahania zapukał. W odpowiedzi usłyszał oschłe i stanowcze “Wejść”.
W pomieszczeniu centralne miejsce zajmowało biuro, za którym zasiadała Spitfire. Po obu jej stronach stało dwóch wąsatych, wyposażonych w okulary przeciwsłoneczne i czapki bejsbolówki sługusów.
-No proszę. Mamy pierwszego chętnego do gry. Wiedziałam, że ktoś się zgłosi, jednak cloudball to gra zespołowa, więc mam nadzieję, że zgłosi się większa ilość. Grałeś już kiedyś w jakimś klubie?
-Nie
-Ech... Amator... Ale nie osądzajmy pochopnie. Może okażesz się lepszy od klubowców. Jeśli jacyś się zgłoszą... Kibicujesz jakiejś drużynie?
-Tak jest.
-Jakiej?
-Miner Forestburg
-Pochodzisz z Salisii?
Tak, proszę pani.
-Imię?
-Silver Shield
-Podajcie mi jego akta- Rzuciła w kierunku jednego z asystentów, który podszedł do regału, następnie wyjął jedną z teczek i położył ją na biurku. Szefowa jednostki otworzyła i dokładnie przeczytała zawartość. Po chwili przemyślenia rzuciła w kierunku pomocników komendę:
-Zostawcie nas samych.
Przez chwilę jeden spoglądał na drugiego, nie ukrywając przy tym zdziwienia, po czym opuścili gabinet, zamykając za sobą drzwi. Spitfire wstała, odsunęła rolety. Silver Shield stał nieruchomo, obserwując każdy jej ruch. Był nieco zmieszany. On i Kapitan sami w jednym pomieszczeniu. Po jego głowie plątały się najczarniejsze scenariusze, które natychmiast zostały rozwiane po tym, co usłyszał.
-Znałam twojego ojca. Był jednym z najlepszych lotników w Equestrii. Jego śmierć obiła się w jednostce szerokim echem. Nawet została wykonana tablica pamiątkowa na jego cześć. Jako młoda klacz byłam nim zafascynowana. Do tej pory jest moim wzorem. Mniemam, iż również twoim.
-Tak jest, proszę pani!
-Wyczuwam w tobię ten sam temperament, jaki bił od niego, gdy go poznałam. Masz dobre geny i z całą pewnością trzeba to wykorzystać.
Po tych słowach poczuł ulgę i dumę. Być wyróżnionym na tle jednostki - to było coś.
-Jednak nie zapominaj, że coś takiego jak taryfa ulgowa nie istnieje.
-Ojciec zdążył mnie uświadomić w tej kwestii.
-No tak... Rozmawiam z synem Thunderclouda - najsłynniejszego pegaza w Equestrii...
Jego geny na tyle przeważyły, że jesteś pegazem, a nie alicornem, jak po matce.
-Niezupełnie.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Momencik...
Po chwili jego grzywa błysnęła jaskrawym światłem, ukazując średnich rozmiarów róg.
-I ty to tak po prostu ukrywasz?
-Tak, proszę pani. Sytuacja tego wymaga.
-Gdybym wiedziała o tym wcześniej, wykopałabym cię na zbity pysk. Ta jednostka jest dla silnych pegazów, a nie lalusiowatych alicornów!!! Jednak nie chcę robić zamieszania.
Zamyśliła się, kręcąc się po gabinecie. Wiedziała, że jest w kropce.
-Ta jednostka od zarania dziejów starała się nie przyjmować alicornów do swoich szeregów ze względu na fakt, że pomagają sobie magią, a tutaj polegamy tylko na własnych siłach. Zapamiętaj to sobie.
-Tak jest!
-Schowaj róg.
Nie minęło parę sekund, a alicorn z powrotem wyglądał jak zwykły pegaz.
-A teraz zapamiętaj, nikt nie wie kim tak naprawdę jesteś i niech tak zostanie. Jesteś tutaj przyjęty na specjalnych warunkach. Masz zakaz używania magii, zrozumiano?!!!
-Tak jest!
-Otrzymasz również dodatkowe zadanie. Tak jak ty idziesz w ślady ojca, tak w moje idzie moja córka Breezie. Gdy się pojawi, masz przekazać wszystkim swoim kolegom, że mają się do niej nie zbliżać, bo w przeciwnym wypadku urwę im kopyta przy samym zadzie, zrozumiano?
-Tak jest.
-Zostaliście przyjęci do drużyny cloudballowej. Gdy uzbieramy komplet, wywieszę informację o dacie i godzinie pierwszego treningu. A jutro dowiecie się do jakiej zostaniecie przydzielenij grupy. To wszystko, możecie iść.
-Tak jest.
Już miał wychodzić, lecz...
-Aha, i jeszcze jedno. Mam cię na oku. Jedna sztuczka i wylatujesz. I jeszcze poproś następną osobę, a także zawołaj tych idiotów.
-Tak jest.
Wychodząc skinął na asystentów, którzy bez chwili namysłu zniknęli za drzwiami gabinetu. Po chwili ten sam ruch wykonał w kierunku kuca, który oczekiwał w kolejce jako następny.
-Czy trudne są pytania- zagadnął go nieznajomy pegaz szeptem, na co otrzymał odpowiedź przecząca. Silver Shield skierował się do wyjścia. Będąc na zewnątrz spojrzał w niebo. Zauważył ostatnich rekrutów, którzy kończyli swoje okrążenia. Na ich twarzy były widoczne grymasy, oznaczające zmęczenie. Na ten widok zareagował lekkim skrzywieniem kącików ust, po czym skierował swój wzrok i kroki w kierunku kantyny, gdzie przed wejściem była zebrana już spora ciżba. “Kantyna”, bo tak ją nazywano, była w rzeczywistości knajpą, w której zarówno rekruci, jak i pełnoprawni członkowie Wonderbolts raczyli się sporą ilością cydru, nieraz zaliczając “zgon”. Gdy Shield wszedł do środka, uderzył w niego zapach dymu papierosowego, przez co o mało nie zakrztusił się na śmierć. Po chwili doszedł do niego rubaszny śmiech jednego ze starszych rangą pegazów, który siedział przy najbliższym stoliku wraz z dwoma znajomkami, również wyglądających na oficerów.
-E, patrzcie- Wskazał kopytem na niego- Następny “Rekrut”.
-Buahahahahahahahahaha!!!!-Wybuchnęli salwą śmiechu jego koledzy.
-Phi!-Prychnął kuc. Wiedział, że nie może dać się sprowokować. Etos książęcy nakazywał w tej sytuacji wyzwać ich na pojedynek. Potraktowałby ich polem siłowym i po sprawie, lecz teraz nie mógł się zdemaskować. Groziłoby to wyrzuceniem z jednostki.
Opanował się, po czym skierował swoje kroki w stronę baru, gdzie zasiadało kilkoro kucyków z krótszym stażem, w tym również Agile Haste, który co jakiś czas pociągał łyk cydru.
-W końcu jesteś. Szkoda, że nie było cię tu wcześniej. Była tutaj niezła zadyma.
-Jakoś mnie to nie dziwi. Widać, że większość tutejszych bywalców to typy spod ciemnej gwiazdy.
-Ale tylko oni są zdolni do walki w powietrzu, nie to, co wypicowane alicorny.
Słysząc te słowa, Silver Shield zazgrzytał zębami. Miał ochotę odcisnąć mu swoją podkowę na twarzy, po czym za pomocą swojej mocy obrócić ten przybytek w proch i pył, lecz uspokoił się.
-Nie zamawiasz nic?-Zapytał zdziwiony Haste.
-Nie mam ochoty...
-No ze mną się nie napijesz?
Czuł, że nie miał wyboru. Mógł zostać uznany za dziwaka, a to mogłoby wywołać podejrzenia. W końcu zdobył się na odwagę.
-Barman! Dajcie kolejkę cydru.
Nie trzeba było długo czekać. Stojący za ladą nieogolony, mający lekką nadwagę, ubrany w koszulę flanelową kuc wziął jeden z kufli, przystawił do dystrybutora, nalał trunku, po czym postawił na odrapanym blacie.
-Dwie monety się należą- Rzekł ochrypłym głosem.
Po uiszczeniu opłaty Silver sięgnął po wypełnione napojem naczynie. Zauważył, że było w pewnych miejscach niedomyte, co w jego rodzinnym środowisku było nie do pomyślenia. Przemógł obrzydzenie i spróbował. W smaku podobny, acz mocniejszy niż cydr, który zwykł pić z kieliszków wypolerowanych na wysoki połysk.
-Ale ma kopa. Skąd wy to macie?- Zagadnął szefa baru.
-Flim i Flam dowożą raz w tygodniu.
Te dwie kreatury? Pomyślał Shield
Od razu w pamięci stanęły mu opowieści Applejack, w których rodzeństwo trudniące się produkcją najbardziej znanego trunku w Equestrii, prowadziło nieuczciwą konkurencję z jej rodziną.
-Jakim cudem? Przecież to jednorożce.
-Przylatują jakąś dziwną machiną. Widzę, że ich dobrze znasz.
-Powiedzmy, że o nich słyszałem.
Po chwili milczenia dostał kuksańca od Haste’a
-Ty, zobacz. Panienki tu wchodzą.
Ciemoszary pegaz nie mylił się. W ich stronę zbliżała się Rainbow Dash i towarzysząca jej klacz. Nieznajoma miała kolor grzywy podobny do Pani kapitan, chodź inny układ fryzury. Jej umaszczenie było jasnoszmaragdowe. Uroczy znaczek, jaki posiadała, to trzy żółte gwiazdy, a nad nimi biały piorun. Większość kuców zgromadzonych w pomieszczeniu zareagowało gwizdami oraz wieloznacznymi tekstami.
-Cześć, Silver Shield. Możemy pogadać?
-Jasne. Poznajcie Agile Haste’a.
Klacze niechętnie powitały się z nowym kolegą Shielda.
-Zaczekaj tu. Zaraz wracam.
Kiedy kierowali się do wyjścia, padła kolejna porcja gwizdów i niejednoznacznych słów.
-Ej! Młody! Nie bądź chytrus! Podziel się koleżankami!-Dał o sobie poznać głos z kąta.
-Buhahahahahahahah!!!-Wybuchnęła śmiechem reszta.
-Banda idiotów!- Syknęła Rainbow Dash.
-Ej lalka! Chodź wypucować mi skrzydełka!!
-Buhahahahahahahahahahaha!!
Dash nie wytrzymała. Dopadła ogiera, który był autorem tych słów. Jej lewe przednie kopyto miało już wylądować na jego twarzy, lecz powstrzymała się. Wiedziała, że robienie zadymy nie przyniesie jej niczego dobrego. Jednak nadal go trzymała.
-Nie jestem w twojej lidze szczawiu, czy to dla ciebie zrozumiałe?
- T-t-ak - Wyjęczał przerażony ogier.
-Zejdź mi z oczu, gnido- Wycedziła, po czym rzuciła go na parkiet.
Pegazy zgromadzone wokół zamieszania milczały, lecz po chwili rozeszli się na swoich miejsca.
Gdy w końcu znaleźli się na zewnątrz, tęczowogrzywa ochłonęła nieco.
-Wybacz, że tak wybuchłam. Nie wytrzymałam po prostu.
-Przepraszasz mnie tak, jakbym cię nie znał- Silver był rozbawiony.
-Tak a’propos, poznaj Lighting Dust.
-Witaj-Podała mu kopyto- Słyszałam, że jesteś jednym z najszybszych ogierów w jednostce.
-Bez przesady- Odparł -To, że pierwszy skończyłem pięćset okrążeń, to jeszcze nic nie znaczy.
-Nie bądź taki skromny. Zresztą to się zobaczy. Dash załatwiła, że jesteś u nas w grupie.
-CO?!!- Silver Shield krzyknął jak oparzony- Wiesz jak ja teraz wyglądam w jej oczach? Jak wypicowany laluś, który korzysta z pomocy przyjaciółeczek!
-Nie przesadzaj. I tak dobrze wyglądasz, przystojniaku- Zripostowała Dashie.
-Bez żartów!- Uciął biały ogier- Bardzo ci dziękuję za twoją troskę i opiekę.
Odwrócił się na kopycie i pocwałował w stronę “Kantyny”.
-Jutro mamy ćwiczenia na kręciole!! Wyśpij się!!! I przestań chlać to ścierwo stamtąd!!- Usłyszał w odpowiedzi.
-Pocałuj mnie w kant zadu... - Syknął przez zęby.
-Ech, te ogierze ego...- Rzekła ironicznym głosem błękitna klacz.
-Ale przyznasz, że złość dodaje mu uroku- Dodała jej towarzyszka.
Wtoczył się to knajpy jak huragan. Gawiedź od razu zareagowała chichotem.
-Gumek zapomniał z domu, to się nie zabawi...- Dały o sobie znać głosy przeplatane rubasznym śmiechem.
-O ciociu....- Rzekł załamamym głosem, pokazując gest Facehoofa.
-Co jest kolego? Coś jest nie tak?- Zagadnął Agile.
-Ech, szkoda gadać...
-Napij się. Cydr jest dobry na wszystko. Nawet na złamane serce.
-Nie o to chodzi...
-Barman mi co nieco opowiedział. Nie wiedziałem, że znasz najszybsze klacze w jednostce.
-Znam tylko jedną z nich. Drugą dopiero poznałem.
-Zapoznasz mnie z nimi?
-Pamiętasz, co ona powiedziała? Temu ogierowi?
-Że to nie jego liga?
-Dokładnie. Nasza też nie.
-Nie rób jaj. To po kiego przyszła do ciebie?
-Przyszła mnie łaskawie poinformować, że będę w jej grupie.
-To już są wyniki?
-Nie. Będą jutro rano.
-W takim razie skąd to wiedzą?
- “Załatwiły” to u dowódcy.
- To ty tak możesz?
- Skąd. Zrobiły to bez mojej wiedzy.
- Z jednej strony to trochę świńskie zachowanie, ale z drugiej, jeśli same chciały cię wziąć do siebie, to znaczy, że musisz być naprawdę dobry.
-A skąd... Bawi się w opiekunkę... Myśli, że sobie nie poradzę.
-Wydaję mi się, że gdyby tak było, to załatwiłaby ci przydział “do średniaków” lub jeszcze gorszych. Ona chce cię mieć przy sobie.
-Co ty sugerujesz?
-Że właśnie znalazłeś się w jej lidze. Nic dziwnego. Wyglądasz na zadbanego.
-Jesteśmy z jednej miejscowości, mamy wspólnych przyjaciół i do tego szkolimy się w jednej jednostce. Znamy się już pół roku, i co? Dopiero teraz jej się zebrało na amory? Poza tym nie mam ochoty na takie sprawy...
-I tutaj ujawniają się nasze przeciwieństwa. Ty masz powodzenie u klaczy, ale nie chcesz związku. Ja z kolei szukam klaczy do związku, ale żadna chętna do tej pory się nie znalazła.
-I, jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. Za nową przyjaźń?- Silver podniósł kufel do toastu.
-Za przyjaźń!- stuknęły kufle, po czym obaj zażyli łyk cydru.
-A, tak po za tym, to dlaczego wybrałeś służbę u Wonderbolts?- Zagadnął Haste.
-Chcę pójść w ślady ojca...
-Też tu służył?
-Był jednym z jej założycieli.
-Który?
-Thundercloud.
-Co?!!!!- Ciemnowłosy pegaz wydał jęk zdziwienia. Silver Shield od razu zatkał mu pysk kopytem.
-Zamknij japę- Syknął -Nie chcę, żeby to się rozniosło.
-No już dobrze, dobrze- Uspokojał go Haste- Nikomu nie powiem...
-No to teraz ty mi powiedz, dlaczego wybrałeś Wonderbolts.
-Cóż... Powód jest zupełnie odwrotny.
-To znaczy?
-Od kiedy matka moja świętej pamięci się stała, ojciec zaczął pić... Wylądowałem w sierocińcu. Chcę wyjść na ludzi...
-To bardzo chwalebne- Odparł Shield -Lecz jeśli będziemy tutaj tak siedzieć, ten cel stanie się niewykonalny.
-Nie bój się. Rzadko piję, a jak już, to tak, by nie się nie upić...
Pierwsze twierdzenie okazało się prawdą, lecz drugie niestety nie. Kolejne kufle cydru sprawiały, że Haste powoli tracił poczucie równowagi. Czarę goryczy przelał jego upadek ze stołka. Biały ogier dosłownie wybuchnął śmiechem. Też był wstawiony, lecz w mniejszym stopniu.
-Haste, ty idioto! A taki mocny byłeś... No cóż... Będę musiał cię zanieść do pokoju...
Załadował go na grzbiet, po czym idąc zygzakiem skierował się do wyjścia. Bar był opustoszały. Jedynie na niektórych stolikach spali ostatni maruderzy, którzy tak samo, jak kamrat Shielda nie zapanowali nad ilością spożywanego alkoholu. Była już dosyć późna godzina. Większość już dawno spała w przydzielonych pokojach. Na zewnątrz chciał wzbić się w powietrze, lecz jego “ładunek” okazał się zbyt ciężki. Nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji. Postanowił dotrzeć do celu o własnych kopytach. Słaniając się co chwilę, przemaszerował przez główny pas startowy i gdy znalazł się przed ich pokojem mieszkalnym, Haste spadł mu z grzbietu. Nie miał już sił go podnieść, więc postanowił go wnieść do jego pryczy za pomocą magii. Otworzył drzwi do pokoju, po czym odkrył swój róg. Po chwili leżąca postać Haste’a “na zgonie”, otoczona magiczną aurą wleciała do ich wspólnego lokum, które razem zajmowali. Gdy znalazł się nad swoim posłaniem, aura zniknęła, a prycza zaskrzypiała od spadającego ciała.
-Nie myśl, że cię będę przykrywać- Wybełkotał Shield -Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz..
Chciał schować róg, lecz ten ni stąd ni zowąd zaczął strzelać piorunami. Światło emitowane wespół z hukiem obudziło dużą część pegazów mieszkających w okolicy, które wystraszone postanowiły, że już nie będą spać. Na szczęście dla białego ogiera róg już się ukrył, a on sam padł zmęczony na posłanie.
***
-Rekrucie Shield!!! Pobudka!!!
Silver wyskoczył z pryczy jak oparzony. Po chwili dopadł go duży ból głowy.
-O ciociu... Moja głowa...
-Mówiłam ci, byś nie chlał tego sikacza. Za mocne jak dla ciebie.-Zganiła go Rainbow Dash.
-Bez wątpienia... A gdzie Haste?
-Jemu pobudka nie poszła tak dobrze. Snowflake musiał go zanieść na ćwiczenia. Wyglądał jak zwłoki, więc postanowiono, że będzie dziś udawał rannego.
-O, ja też tak chcę.
-Ty należysz do najlepszych, wiec dobrze wiesz, że ci na to nie pozwolę. Bądź za 10 minut na głównym pasie startowym.
-Dobrze, tylko się pozbieram...
Po tych słowach Silver przystawił sobie worek z lodem na głowę.
***
Po lekkim ogarnięciu się dotarł na umówione miejsce. Byłą już tam duża liczba rekrutów. Dołączył do reszty i czekał na swoją kolej.
-O proszę. Pan Spóźniony- Jego przybycie nie uszło uwadze Spitfire -Zaczniecie teraz wy.
-Tak jest... -Rzekł zrezygnowany.
Podleciał do stanowiska, po czym nałożył gogle. Wiedział, że na kacu nie wypracuje dobrego wyniku.
-Zaczynaj- Padła komenda.
Maszyna zaczęła obracać się coraz szybciej, i szybciej, i szybciej... Świat dosłownie wirował, a on wraz z nim.
-Puść!
Po tej komendzie wielkie koło zatrzymało się gwałtownie, a sam ćwiczący wystrzelił jak z procy obracając się z taką prędkością, z jaką obracała się machina ćwiczebna. Wiedział, że musi szybko uspokoić skutki tej wirówki, toteż znieruchomiał w powietrzu, po czym szybkim pędem poleciał do punktu kontrolnego.
-No, no, no... Siedem sekund. Najlepszy ogierzy wynik w jednostce. Masz się z czego cieszyć.
Niestety w samym zainteresowanym nie wzbierała radość, a bardzo wielki paw, którego składową było wykonane przed chwilą ćwiczenie.
-Błeeeeeeeee!!!!!!
Po chwili mdłości ustąpiły z miejsca zakłopotaniu, bowiem ich produkt wylądował na mundurze dowódcy. Nastąpiła głucha cisza. Po chwili jednak część zgromadzonych zaczęła cicho chichotać. Spitfire z kamienną twarzą wpatrywała się to w swój mundur, to na twarz Silver Shielda, którega przybrała kolor jego czerwonych kopyt.
-Za pół godziny widzę cię w swoim gabinecie.
-Ale....
-Bez dyskusji!!!!!!!- Ucięła wzburzonym głosem, po czym udała się w stronę wyżej wspomnianego gabinetu.
-No to mam przedeptane...
Gdy kapitan zniknęła z pola widzenia, przytłumiony chichot przerodził się w głośny śmiech. To uczucie upokorzenia jeszcze dobiło Shielda. Wiedział, że wyrzucenie go jest tylko kwestią czasu.
Minął umówiony termin. Ze spuszczonym wzrokiem pegaz, który w rzeczywistości był alicornem zbliżał się do miejsca kaźni, w którym miała zapaść decyzja o wydaleniu go ze służby.
Tak jak za pierwszym razem, gdy zapisywał się do drużyny Cloudballa, tak samo i teraz nieśmiało zapukał.
-Wejść.
Gdy usłyszał te słowa, nerwowo przełknął ślinę. Wszedł do pomieszczenia. Na twarzy Spitfire nie było ani śladu negatywnych emocji. Był gotów na świeżą porcję surowych reprymend, jednak usłyszał coś innego.
-W czym problem? -Zapytała, spokojnie piłując sobie kopyta. Jej mundur był czysty.
Shielda jakby zamurowało. Przecież miał zostać mocno ochrzaniony i wyrzucony na zbity pysk.
Jednak stał tutaj jeszcze, jąkając się. W końcu zdobył się na odwagę, by wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.
-Przecież pani wzywała.
-Nie przypominam sobie... - Jej tęczówki błysnęły na zielono, co nie uszło jego uwadze.
Zorientował się, że coś tutaj nie gra, jednak postanowił zachować pozory.
-W takim razie odmeldowuję się. I przepraszam za zanieczyszczenie pani ubrania.
-Drobiazg. Każdemu może się zdażyć- Odparła z uśmiechem. To nie była ona. Coś tu się kręci, i to coś grubego. Muszę się dowiedzieć, co.
Gdy wychodził budynku, poczuł silny ból głowy, a po chwili stracił zmysły...
***
Gdy się ocknął, zrozumiał, że jest zamknięty. Otaczały go solidne stalowe kraty.
-To ten karcer, o którym mi tyle opowiadano?- Mówił do siebie.
Sama konstrukcja “więzienia dla zbyt buntowniczych pegazów” była stosunkowo prosta. Jej centralne miejsce stanowił korytarz, po którego bokach były cele, odgrodzane stalowymi prętami, przymocowanymi do kamiennej podłogi i ceglanej ściany. Usiadł w najciemniejszym kącie celi i ze smutkiem wpatrywał się z szarość granitu.
Nagle usłyszał kroki. Zerwał się, po czym wyjrzał przez kraty.
Znajdował się w celi po drugiej stronie od wyjścia, toteż mógł zobaczyć kto porusza się po korytarzu. Niestety nie był to przyjemny widok. Zauważył trzech podmieńców. Tych samych podmieńców, którzy podbili jego kraj i wymordowali jego rodaków oraz rodzinę. Każdy z nich niósł na grzbiecie po jednym oszołomionym pegazie. Nie chciał zdradzić, że wrócił do stanu świadomości, więc położył się w tym samym miejscu, w którym leżał wcześniej i udawał, że nadal jest nieprzytomny.
Robił to na tyle przekonująco, że ograniczeni umysłowo podmieńcy nie zwracali na niego uwagi, kładąc nieprzytomne kucyki. Jeden z nich zaśmiał się złowieszczo, zamykając drzwi od celi.
Silver zazgrzytał zębami. Chciał ich wszystkich roznieść w proch i pył, lecz uznał, że działanie w pojedynkę jest zbyt wielkim szaleństwem. Przyjrzał się uważnie leżącym. Byli to: Agile Haste, Rainbow Dash i Spitfire.
-Do diaska- Zdumiał się -Jeśli ją tutaj uwięzili... To co się dzieje na zewnątrz?
Niestety sytuacja nie pozwalała mu tego sprawdzić. W celach nie było okien, a jedyne światło padało od strony korytarza.
-Co do cholery... - Usłyszał głos pani kapitan.
-Czy wszystko w porządku?
-Tak, w najlepszym, idioto- Usłyszał w odpowiedzi -Zaatakowali nas podmieńcy, a ty się pytasz, jakbym była niedorozwinięta.
Silvera zaskoczyła ta odpowiedź, że aż go zatkało.
-Trzeba ich ocucić. Masz jakiś pomysł?
-Raczej nie...
- Więc zrobimy to po mojemu.
Przystąpiła do tego w dość niekonwencjonalny sposób, bowiem... spoliczkowała ich. Metoda okazała się skuteczna, gdyż zarówno Dash, jak i Haste prędko powrócili do świadomości.
-I jak stąd wyjdziemy?- Spytał Haste.
-Nie da się- Ucięła płomiennogrzywa.
-Jak to?
-Widzisz...Był taki czas, że nawet alicorny u nas służyły. Niestety ich charaktery okazały się dosyć nieokrzesane, więc trzeba było często je tutaj zamykać. Jak na złość niszczyli kraty, po czym uciekali i dalej robili swoje. Trzeba było pokryć je srebrem, a jak wiadomo na ten metal żadna magia nie działa. Nawet ty, źrebaku,- Tu wskazała na Shielda -tutaj nic nie poradzisz.
-Hahahahahaha! To chyba logiczne. On jest pegazem, tak jak my- Zaśmiał się Haste
-Cóż... Jednak nie byłem z tobą do końca szczery...-Rzekł złotowłosy ogier, który po chwili za pomocą magii ukazał swój róg.
-Więc ty... - Haste’owi aż opadła szczęka.
-Tak, jestem alicornem, lecz komentarze odłóż na kiedy indziej. Mamy sprawę do załatwienia.
-I tak nic nie zdziałasz...-Dalej kontynuowała swoje Spitfire.
-Pani jeszcze mało o nas wie
Po czym skierował magię na kraty, które przybrały bardziej rdzawy kolor.
-Jak ty to zrobiłeś?-Zapytała kapitan
-Kiedyś przeczytałem o tym zaklęciu w książce. Polega ono na tym, ze oddziela się dwa metale od siebie, tak więc oddzieliłem srebro od żelaza. Srebro musi się w tej chwili unosić gdzieś po przestrzeni kosmicznej...
-Przecież to naukowo niemożliwe!!!
-Pieprzy pani głupoty jak Twilight... Wszystko jest możliwe. Proponowałbym ruszać dalej.
-Więc, jeśli jesteś taki mądry, to zniszcz resztę tych krat za pomocą tej twojej wielkiej magii,
-No cóż... czas na kolejny wykład... Jak wiadomo, na srebro nie działa podstawowa magia. Nie można go zniszczyć, można go jedynie dowolnie przekształcać. Zarówno pani, jak i głupsi przedstawiciele mojej rasy o tym nie wiedzieli, więc wszelkie próby sforsowania tych krat kończyły się fiaskiem. Srebro również nie koroduje, w przeciwieństwie do żelaza. Te kraty mają na oko ze trzydzieści wiosen, więc...
Po tych słowach kopnięciem wyłamał kraty, które bez oporu poddały się.
-To bezwartościowy złom. Do tego nie potrzeba magii.
-Wytłumaczysz mi to szczegółowo kiedy indziej. A teraz ruszamy!
-Zaraz, a gdzie srebro, którego pozbawiłeś te kraty?
-Zamieniłem je w srebrny pył... Zaraz! Wiem, co mogę z nim zrobić! Poczekajcie.
Jego róg zaświecił, tak, że oślepił wszystkich wokół. Gdy było już po wszystkim, okazało się, że każdy z nich miał na sobie srebrną zbroję.
-Hu hu! Niezła.- Dashie była zachwycona, oglądając swoją - Rarity dostałaby zawału.
-Cóż... Bardziej zależało mi na kwestii praktycznej, niż estetycznej. Podmieńce również władają magią, lecz są głupie. Bedą koncentrować się na zniszczeniu, na co srebro pozostanie nieczułe niczym granitowa ściana.
-Kończymy te pogawędki. Mamy misję do załatwienia. Musimy najpierw unieszkodliwić wartowników- Ucięła Spitfire.
Gdy zauważyli podmieńców przystąpili do ataku. Walka trwała krótko, bowiem każdy miał do pokonania jednego changelinga. W chwili, gdy pokonali ostatniego, ruszyli do wyjścia. Gdy znaleźli się na zewnątrz, widok był niezbyt przyjemny, bowiem było tam więcej changelingów. W oddali, na końcu pasa startowego widać było resztę pegazów. Byli związani.
-Trzeba ich uwolnić, tylko jak?-Zamyśliła sie Kapitan Wonderbolts
-Odwrócę ich uwagę.-Mówiąc te słowa Rainbow Dash podleciała do największego skupiska Podmieńców-Hej, pustaki! Może tak ruszycie swoje tłuste zadki i mnie złapiecie?
Nie musiała długo zwlekać. Chmara czarnych, posiadających dziurawe niczym ser szwajcarski kopyta podmieńców pognała za nią.
-Powąchajcie mojej tęczy!
Tymczasem Spitfire, Silver Shield i Agile Haste kolejno uwalniali uwięzionych.
Gdy wszyscy byli uwolnieni, kapitan rzekła:
-Mówić będe krótko. Sytuacja jest patowa. Zaatakowali nas podmieńcy. Jedyne, czego od was oczekuję, to walki. Do ostatniej kropli krwi i do ostatniego oddechu. Dawaliście na szkoleniu wiele. Inni więcej, inni mniej. Teraz dajcie z ciebie wszystko.
Po tych słowach nałożyła gogle na oczy. Po chwili zrobiła to reszta.Wszyscy oprócz Silver Shielda
-Co ty najlepszego wyczyniasz?- Haste nie mógł powstrzymać zdziwienia.
-Będzie lepiej, gdy pomożecie Rainbow Dash. Ja największe zagrożenie - czyli królową - biorę na siebie.
-Jak sobie chcesz- Odparł, po czym wzbił się w powietrze.
Po chwili rozgorzała walka w powietrzu. Świszczący dzwięk latających skrzydlatych postaci stawał się nie do zniesienia. Co chwilę padał to podmieniec, to pegaz. Niektórzy już nie wstawali, inni z kolei po jakimś czasie ponownie wzbijali się w powietrze, by powrócić do podniebnej walki. Silver Shielda nie obchodziło zbytnio to powietrzne zamieszanie. On postawił sobie za cel najtrudniejszego przeciwnika. Ich królową-matkę. Szukał jej wzrokiem. W końcu dostrzegł ją na chmurze. Z jej wyrazu twarzy można było dostrzec, że napawał ją widok walki. Za pomocą magii ukrył swój róg, po czym podleciał w jej stronę.
-A co to? Lenimy się? Nieładnie tak patrzeć i nie walczyć.
Władczyni podmieńców lekko skrzywiła usta.
-Od tego w końcu mam moich poddanych. A ty dlaczego nie walczysz? Trzęsiesz zadem, tchórzu?
-Cóż... Wolę przeciwników na swoim poziomie.
-Jak śmiesz wyzywać na pojedynek Chrysalis, chłystku!
-Pokaż mi, co potrafisz.
Po tych słowach Królowa ryknęła ze złości. Rzuciła się za nim w pogoń. On spokojnie wylądował na pasie, po czym ukazał swój róg.
-Co?? Ty jesteś...
-Zgadza się. Członek rodziny królewskiej.
-Do diaska! Myślałam, że łatwo mi pójdzie z tymi skrzydlatymi pomiotami, ale dosyć tego!!!
Po czym zielony, ciągły, magiczny promień poszybował w stronę białego ogiera. Ten prędko uaktywnił pole siłowe w kształcie tarczy, które wchłaniało wiązkę. Chrysalis napierała z coraz większą siłą. Biały alicorn również musiał wzmocnić swoją tarczę. Oboje zaangażowali w to wiele swoich sił.
-Ddd....Dosyć ttej.... Zzzzabawyyyyyy!!!!!!!!!!-Wycedził przez zęby
Po chwili jego oczy zaczęły emanować ostrym światłem. Jego energia wzrosła kilkukrotnie.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARGGHHHHHH!!!!!!!!
Chrysalis poczuła, że przegra ten pojedynek, jednakże walczyła z całych sił.
W miejscu, gdzie stał Shield zaczęła się tworzyć ogromna kula energii, która po chwili eksplodowała. Fala uderzeniowa odrzuciła wszystkich podmieńców wraz z ich królową, nie wyrządzając pegazom krzywdy. Po krótkim czasie energia osłabła, a chwilę później zniknęła zupełnie. W miejscu, gdzie uprzednio było jej epicentrum, stał Silver Shield
-Zwyciężyliśmy!-Dało się poznać krzyk Spitfire.
-Hurraaaaaaa!!!- Wiwatowały skrzydlate kucyki.
Biały alicorn uśmiechnął się nieznacznie, oglądając ich radość. Po chwili jednak upadł, tracąc przytomność.
***
Gdy się ocknął, zdał sobie sprawę, że leży na jednym z łóżek w obozowym lazarecie. Zaczał się rozglądać wokół. Zauważył, że na łóżkach obok niego leży kilka innych pegazów, zapewnie rannych w walce z podmieńcami.
-Jego uwagę zwróciła kartka, leżąca na jego szafce. Podniósł ją do siebie za pomocą magii, co spowodowało u niego lekki ból głowy.
-Auć! Mój łeb! “Wracaj prędko do zdrowia”. Się rozpisali...
Pod napisem widniały odciski kopyt prawie całej jednostki. Położył ją z powrotem na miejsce, po czym sięgnął po szklankę wody, co kosztowało go równie wiele wysiłku i bólu. Chwilę później pojawił się lekarz.
-O, nasz bohater się obudził. I jak się czujemy?
-Byłoby lepiej, gdyby mnie tak bania nie naparzała...
-Ach, to skutki nadwerężenia rogu, takie magiczne zakwasy. Powinno to minąć za parę dni.
-Ma coś pan doktor na to?
-Poproszę siostrę, by dała aspirynę, a tymczasem leż spokojnie.
Gdy lekarz zniknął za drzwiami wejściowymi do pokoju, dał się słyszeć głos Agile Haste’a.
-Czy już się obudził?
-Tak.
-Mogę z nim porozmawiać?
-Tak, ale krótko.
Silver słyszał tę rozmowę, toteż gdy zobaczył pegaza, rzekł do niego:
-Cześć wojowniku. Co tam nowego w jednostce?
-Większość klaczy wylewała fontanny łez, gdy byłeś w śpiączce. Mimo to żarty się ciebie trzymają. Podziwiam cię za to.
Biały alicorn zachichotał cicho.
-Ważne jest, aby z każdej nieciekawej sytuacji wyciągnąć jakieś dobre strony. Wy wylewacie siódme poty na treningach, a ja się tutaj wyleguję.
-Wy, alicorny zawsze byliście leniwe...
-Haste, nie przeginaj...
-Dobrze wiesz, co zrobiłeś. Nie znoszę tego.
-Uważasz, że pomagałem sobie magią? Mylisz się. Ja rzadko jej używam.
-To się okaże. Pani kapitan postanowiła, że w czasie egzaminu potwierdzającego kwalifikacje lotnicze otrzymasz pierścień blokujący używanie magii.
-Widzę, że nikt mi tutaj nie ufa...
-To ze względów bezpieczeństwa, ale nie tylko o to chodzi. Możliwe, że zmienią przepisy dotyczące alicornów.
-No co ty chrzanisz?
-Mhm... Ale nie o tym chciałem gadać. Nie byłeś do końca ze mną szczery.
-Dziwi cię to?
-Nie, dlatego puszczę to w niepamięć, bo gdyby nie ty, to byśmy tkwili tam za kratami...
-Dzięki.
-To ja powinienem dziękować, przyjacielu
Silver Shield znieruchomiał. Po raz pierwszy w życiu ktoś nazwał go przyjacielem. Wyciągnął kopyto w stronę Haste’a
-Za przyjaźń?
Ten odpowiedział mu uderzeniem w owe kopyto.
-Za przyjaźń.
-Mogę zostać sam? Chciałbym się zdrzemnąć.
-W porządku. Wracaj do zdrowia.
Gdy zniknął mu z oczu, ukrył twarz w kopytach, po czym wybuchnął płaczem. Jego szloch unosił się po całej sali. Jedyną odpowiedzią na owy płacz była cisza...
***
MIESIĄC PÓŹNIEJ
TUK! TUK! TUK!
Ten dźwięk rozchodził się po wyjątkowo pustym gabinecie, przerywając ciszę. Spitfire jak zwykle swoim zwyczajem ozdabiała swoje zdjęcia podkowiastym autografem, jednak monotonny stukot przerwało pukanie do drzwi.
-Wejść.
W progu pojawił się Silver Shield.
-Witaj, rekrucie... No, może już nie rekrucie... 83% to bardzo wysoki wynik, jak na egzamin, nawet bez użycia magii. Możecie sobie wypić... Wszystko oczywiście w granicach rozsądku. I nie ubrudźcie nikomu munduru.
-Tak jest, proszę pani.
Silver Shield miał się już kierować do wyjścia, lecz drogę zastąpiła mu klacz. Była biała, miała blond grzywę i zielone oczy. Jej znaczkiem było drzewo targane wiatrem.
-Czy to ty, ten słynny Silver Shield, który uwolnił nas od podmieńców? Dzięki ci!
Rzuciła mu się na szyję, co sprawiło, że poczuł się trochę nieswojo.
-Breezie, zostaw go. Musi się udać na zajęcia-Przerwała tą niezręczną chwilę Spitfire
Słysząc te słowa puściła ogiera, lekko się czerwieniąc.
-Wybacz, zapomniałam... Taki bohater musi mieć mnóstwo spraw na głowie, ale to nic. Może umówimy się wieczorem?
-Nie!!!!
Krzyk Spitfire sprawił, że zapadła niezręczna cisza. Lecz po chwili na twarzy Breezie malowało się zdziwienie.
-Ale mamo... Dlaczego?
-Ponieważ...
Nie dokończyła. Na jej twarzy malował się wyraz zakłopotania. Po raz pierwszy, od kiedy Silver Shieldowi zdarzyło się poznać Kapitan Wonderbolts. Zrozumiał, że to nie wróży nic dobrego.
-Wyksztuś to z siebie, mamo.
-Ponieważ jest on twoim bratem...
Biała pegazica była w szoku, lecz po chwili miała łzy w oczach.
-Mówiłaś mi, że mój brat nie żyje! Mogłabyś sobie darować głupie żarty i zachować jego pamięć!
Wykrzykując z rozpaczą te słowa wybiegła z gabinetu.
-Breezie zaczekaj...- Tyle zdążyła wydusić Spitfire. Gdy uznała, że to nic nie da, opadła na fotel, ukrywając dłoń w kopytach.
Shield wyglądał, jakby przed chwilą dostał w twarz, lecz gdy opadło pierwsze wrażenie, zaczął ją mierzyć wzrokiem.
-Czy byłaby pani tak dobra i wytłumaczyła mi, co tutaj się do jasnej cholery dzieje?- Wysyczał przez zęby z lekką nutą wstrętu.
Spitfire odkryła twarz. Jej oczy były całe we łzach. Ten widok sprawił, że alicornowi gniew nieco opadł, przez chwile było mu żal takiego widoku. Lecz nadal był żądny odpowiedzi na nurtujące go pytanie.
Płomiennowłosa klacz wstała i podeszła do okna, odkrywając żaluzje. Za szybą słońce chowało się ku horyzontowi, którym był gdzieś daleko za końcem pasa startowego. Wpatrując się w ten akt zakończenia dnia, zaczęła swoją spowiedź.
-Pamiętasz, gdy mówiłam ci, że fascynowałam się twoim ojcem? No właśnie fascynowałam się nim trochę za bardzo.... Byłam młodą, głupią stażystką, zakochaną w swoim nauczycielu. Wiele pegazic kochało się w nim, ale jakimś trafem zauważył mnie i rozpoczął się romans. Liczyłam, że gdy ukończę Akademię, zostaniemy razem na zawsze... Niestety uciekł do tej swojej księżniczki... Mój świat całkowicie się zawalił... Później okazało się, że wpadłam... Musiałam przerwać naukę. Po jakimś czasie podniosłam się... Postanowiłam, że wychowam Breezie sama, bez niego. Nie powiedziałam mu o niej. Mógłby mi ją odebrać. Udało mi się. Wychowałam ją, po czym kończąc Akademię i wspinając się po wszystkich szczeblach władzy dotarłam aż tutaj.
-Życiowe porażki zbudowały pani ostry charakter.
-Zgadza się. Dlatego nie pozwolę, powtarzam nie pozwolę żadnemu idiocie z Akademii zbliżyć się do niej. Nie chcę, by poczuła to samo co ja.
-Z tego, co widziałem... właśnie to poczuła.
-Niestety wybrała niewłaściwą partię, zresztą trudno się dziwić. Urodę odziedziczyłeś po ojcu... Ona zresztą też... Mieliście się o sobie nie dowiedzieć. Niestety wzorem swojego ojca chwyciłeś za serce większość klaczy w jednostce, ją też...
-Idę z nią porozmawiać...
-Nie, to moja wina... Ja muszę wziąć to brzemię na siebię. Chciałem ją jedynie ochronić przed zranieniem, a sama ją zraniłam bezczelnymi kłamstwami.
-Hm... To ja się oddalę... Sam muszę oswoić się z myślą, że mam przyrodnią siostrę.
Skierował się do wyjścia. Już miał zamknąć za sobą drzwi...
-Silver Shield
-Tak?
-Dzięki za uratowanie Akademii...
W odpowiedzi skinął głową, po czym zamknął drzwi.
Wychodząc, poczuł lekką bryzę. Nie chciał jeszcze wracać do swojego pokoju. Wolał jeszcze pogrzać się w słabych promieniach zachodzącego już słońca. Poszedł w stonę pomnika poświęconego jego ojcu, błyszczącego na tle promieni słonecznych. Był zrobiony z miedzi, przedstawiał pegaza w podstawowym umundurowaniu na tle rozpostartych skrzydeł. Miał gogle nałożone na czoło i wpatrywał się gdzieś przed siebie. Pod spodem, na cokole widniał napis “Założycielowi Wonderbolts- Pegazy”.
Silver Shield odwiedzał pomnik codziennie od dwóch tygodni, rozmawiając z nim. Czuł, że dzięki niemu rozmawia z ojcem, który wraz z matką z zaświatów obserwuję każdy jego ruch.
-...Wiedziałeś o tym? Ja dotąd nie mogę w to uwierzyć. Nie wiem czy wiecie, ale jak byłem mały, chciałem mieć rodzeństwo. Samotne zabawy w izolacji były nudne, co innego, gdybym mógł się z kimś bawić... Teraz wiem, że mam przyrodnią siostrę. Z jednej strony cieszę się, z drugiej jednak nie wiem jak ona oswoi się z myślą, że osoba, w której była zakochana okazała się jej rodziną, nie tak, jak ona tego oczekiwała...
-Już się z tym pogodziłam.
Shield odwrócił się gwałtownie. Breezie wpatrywała się w miedziany posąg.
-Więc tak wygląda nasz ojciec? Jesteś bardziej podobny do niego, niż ja.
Słysząc te słowa, ogier wzruszył kopytami, po czym się obrócił w stronę pomnika. Podobna do niego kolorem maści i grzywy klacz usiadła obok niego.
-Na szczęście mama nauczyła mnie, jak poradzić sobie w trudnej emocjonalnie chwili...
-Wybaczysz jej?
-Nie wiem... Ale wiem, że miałam wspaniałego ojca i mam wspaniałego brata.
-I wspaniałą matkę.
-Okłamała mnie! Czy to uważasz za wspaniałe?
-Chciała cię chronić.
-Przed czym? Przed kim?
-Przed popełnieniem błędów, które ona popełniła kiedyś.
-A sama mawiała “Pegaz mądry po kraksie”...
-Zrozum. Błędy, które one popełniła, są nieodwracalne. Złamane skrzydło się zrośnie, złamane serce niestety nie... Ona go kocha do dnia dzisiejszego. Ta miłość żyje do dzisiaj. Ty nią jesteś. Jesteś symbolem jej miłości. Jeśli straci ten symbol, straci sens życia. Rzeczywiście, może bywa nieco zgorzkniała, lecz w środku jest tą, która przed laty kochała się w naszym ojcu. Dziś kocha ciebie. Jeśli zaprzepaścisz tę więź, ona już nigdy się nie odrodzi. To będzie ten sam nieodwracalny błąd, którego możesz żałować do końca życia.
-Masz rację... Ona chciała dla mnie jak najlepiej... Muszę jej wybaczyć, ale czy jeszcze mogę?
-Jasne. Jest w gabinecie. Idź, póki nie jest za późno.
Breezie rzuciła się Silverowi w ramiona.
-Dziękuję za wszystko. Jestem szczęśliwa, że mam takiego brata.
-Dobrze, już dobrze. Zmykaj. Twoja mama już czeka.
Nie minęła chwila, a dał się słyszeć odgłos kopyt uderzanych o pas startowy.
-Dobra, tato. Idę na spoczynek. Jutro rozdanie dyplomów.- Rzucił Silver Shield, odchodząc. Na niebie zachodzące słońce zdawało się ustępować miejsca wschodzącemu księżycowi.
***
Chwila po rozdaniu dyplomów. Każdy absolwent był ubrany w odświętny mundur. W tym również i Silver Shield. Każdy z nich posiadał już zwinięty niczym staroequestriański papirus dyplom.
-Zdaliśmy, stary! Zdaliśmy!
Agile Haste podskakiwał z radości. Nie mógł uwieżyć, że ten zawiązany w rulon papier należy do niego.
Pod pasem startowym czekały już przygotowane bagaże. Alicorn zarzucił juki na grzbiet.
-Hej! A dokąd tak bez pożegnania?
Obrócił się. W jego stronę szła Spitfire i Breezie.
-Miło mi było pracować z tak utalentowanym skrzydlatym kucykiem w historii jednostki- Rzekła ta pierwsza, podając mu kopyto.
-Przede wszystkim rodzinne więzy zobowiązują.
-Wiesz... Miałam nadzieję, że zostaniesz jednym z oficerów, który miałby pomagać mi w szkoleniu.
-Bardzo chętnie, lecz muszę skończyć studia magiczne. Gdy je ukończę, na pewno tu powrócę.
-Oczywiście zawsze będziesz mieć tutaj pozwolenie na lądowanie.
-Uważaj na siebie, braciszku- Mówiąc te słowa Breezie rzuciła się ogierowi na szyję.
-Dla ciebie zawsze... No, komu w drogę, temu skrzydła w górę.
-Zaczekaj na nas tak z łaski swojej- Z dala usłyszał Haste’a, który kończył pakowanie- Nie wiem, czy spakowałem szczoteczkę do zebów.
-Uch! Ty i te twoje problemy...- Rzekła Rainbow Dash, kładąc kopyto na twarzy.
-Do zobaczenia, moi absolwenci! Niech wiatr będzie wam posłuszny do końca swoich dni!
Tymi słowami Kapitan Wonderbolts pożegnała się z odlatującymi pegazami, które po chwili były tylko malejącymi punktami na horyzoncie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|